Mój ukochany bardzo lubi czytać w internecie opinie o ciekawych miejscach w Krakowie, gdzie można dobrze i tanio zjeść. Kiedyś wyczytał o kebabie
Sammi Am Am na ul. Wawrzyńca. Zatem wybraliśmy się na kebaba. Był naprawdę dobry, zdecydowanie lepszy niż te na Grodzkiej i na wielu innych ulicach Krakowa. Następnym razem wybór P. padł na falafel w picie. Byliśmy bardzo ciekawi, bo nie znaliśmy wcześniej tego dania i nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. To, co dostał P. całkowicie nas zaskoczyło, było tak pyszne. Od tej pory chodziło za mną, żeby spróbować zrobić to danie w domu. W końcu kupiłam ciecierzycę (po kilku podejściach) i zabrałam się do roboty. Wypytałam nawet Maćka z
Widelcem po teflonie, czy nie robił kiedyś tego egzotycznego przysmaku. Niestety nie robił. Poszukałam więc przepisu z internecie i zaczęłam pichcić.
Ten przepis wydał mi się najbardziej sensowny, jedyne co w nim zmodyfikowałam, to dodałam ok. 2-3 kromeczki chleba, żeby konsystencja była lepsza (znalazłam tę podpowiedź na innych stronach z tym przepisem)
Składniki:
- 400g ziaren ciecierzycy
- kilka łyżek wody
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 czubata łyżeczka kminku (ja go zmieliłam)
- 1 czubata łyżeczka mielonej kolendry
- 1 sól
- pieprz
- 1 cebula
- natka pietruszki
- olej do smażenia
- sezam
Ciecierzycę zalewamy wodą i moczymy przez 12h. Odsączamy z wody i
mielimy blenderem na gładką masę (można dodać kilka łyżek wody).
Dodajemy przyprawy, proszek do pieczenia i sól, drobno posiekaną cebulę i
również posiekaną natkę pietruszki, oraz pokruszony chleb, miksujemy chwilę. Formujemy
małe kuleczki, bądź kotleciki (takie jak mielone, może trochę mniejsze) Obtaczamy w sezamie (o dziwo nie przypalał się). Smażymy z obu stron aż się zezłocą.
Próbowałam nawet zrobić pastę tahina, ale wyszła mi chałwa ;) Jako, ze nie miałam w domu chlebka pita, to użyłam gotowych tortilli. Posmarowałam je sosem jogurtowym z granulowanym czosnkiem, solą i pieprzem), wyłożyłam mixem sałat, pomidorem, ogórkiem, oraz cebulą. Na to ułożyłam kotleciki, wszystko zawinęłam w folię aluminiową i jeszcze trochę podgrzałam, żeby całe danie było ciepłe.
Muszę przyznać, że to danie bardzo mi zasmakowało i jestem pewna, że jeszcze nie raz będzie gościło na moim talerzu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz